Długo czekała na odrodzenie więzi z rodzinnym miastem. Do Otwocka przyjechała ponownie dopiero po 60 latach.
Wspomnienie Zbigniewa Nosowskiego, opublikowane w serwisie Więź.pl 18 grudnia 2018 r.
16 grudnia 2018 r. w Los Angeles zmarła w wieku 88 lat Dorothy Greenstein – pochodząca z Otwocka Żydówka, silnie związana z rodzinnym miastem.
Urodziła się w Otwocku 10 grudnia 1930 r. jako Devorah Kirszenbaum. Była najmłodszym z dziesięciorga dzieci jednego z otwockich rabinów. Jej ojciec jako szochet odpowiadał w gminie za rytualny ubój zwierząt. Miała siedem sióstr (jej bliźniaczka zmarła rok po urodzeniu na zapalenie płuc) i dwóch braci. Mieszkali przy ulicy Reymonta.
Na poniższym zdjęciu siedzą wszyscy Kirszenbaumowie wspólnie, jeszcze szczęśliwi. Fotografię wykonano w dniu obchodów święta Purim w roku 1934 lub 1935. Są na niej rodzice Jehoszua i Gołda oraz ich dzieci: Lonia, Malka, Rachela, Tobka, Naomi, Motel, Icchak, Sara i Dora. Najmłodsza (pierwsza z lewej) tak po latach opowiadała: „Mam taką niewyraźną minę, ponieważ było to pierwsze zdjęcie w moim życiu – fotograf schował głowę pod czarne sukno i nagle błysnął flesz. Nikt mnie nie uprzedził, jak się robi zdjęcia”.
Zostaw to dziecko!
Dorka chodziła przed wojną do polskiej szkoły. Bardzo jej to pomogło podczas wojny – miała blond włosy, błękitne oczy i czysty polski akcent.
W getcie Dora – jako najmłodsza i mająca „najlepszy wygląd” – wychodziła na zewnątrz i szmuglowała jedzenie dla całej rodziny. Tuż przed niemiecką akcją „likwidacji getta” w Otwocku, na polecenie ojca Dorka wraz z siostrą uciekły i ukrywały się. Następnie – za radą sąsiadki, pani Maliszewskiej – przyjęła tożsamość zmarłej katolickiej dziewczyny. Pojechała na cmentarz do Pruszkowa, odnalazła grób swojej rówieśniczki, Zofii Leszczyńskiej i uzyskała jej świadectwo chrztu, którym się później posługiwała. Pracowała w różnych miejscach jako pomoc domowa.
Często trzeba było uciekać przed zagrożeniami. Przez całe życie bała się owczarków niemieckich, które tropiły uciekinierów takich jako ona. W pewnym miejscu polski leśnik domyślił się, że ukrywająca się w zbożu dziewczyna jest Żydówką. Zażądał od wystraszonej Dory pieniędzy, grożąc, że inaczej zaprowadzi ją do Niemców. Zaczął już ją wlec polną ścieżką. Całe szczęście, zobaczyła to jego sąsiadka, która przemówiła mu do sumienia: „Widzę cię co niedzielę w kościele! Jaki z ciebie katolik! Zostaw to dziecko!”.
Wierność
Z rodziny Greensteinów ocalała aż połowa. To bardzo dużo. Ale pozostali zginęli, najprawdopodobniej w Treblince.
Po wojnie Dorka mieszkała najpierw w Krakowie, ale za namową odnalezionej siostry wróciła do Otwocka. Tu chodziła do szkoły, nadrabiając utracone lata edukacji. Wtedy znowu spotkała się z antysemityzmem. Szkolni koledzy otoczyli ją, a jeden z nich zawołał: „Ty parszywa Żydówko!”. Dotknęło ją to głęboko, więc odparła, że jest dumna z bycia Żydówką i uderzyła go – w efekcie łamiąc mu nos, a sobie palec.
Wkrótce Dorka – wraz z siostrą i szwagrem – wyjechali z Polski. Po przejściowym pobycie w Niemczech postanowiła pojechać do Kanady. Tam 20 marca 1949 r., mając niewiele ponad 18 lat, wyszła za mąż za polskiego Żyda z Opatowa, Allena Greensteina. Mieszkali najpierw w Toronto, a w 1963 r. przeprowadzili się na stałe do Los Angeles. Mieli dwoje dzieci: córka ma na imię Gloria Estera, a syn Joseph (Jehoszua – jak ojciec Dory). Zastanawiając się nad wychowaniem dzieci, Dorothy postanowiła wrócić do judaizmu. Allen pracował w Kalifornii jako krawiec, a ona – po trudnych początkach – została nauczycielką w szkole hebrajskiej. Była nauczycielką z powołania. Posługiwała się sześcioma językami: polskim, jidysz, hebrajskim, angielskim, niemieckim i łaciną. Grała na pianinie.
Cechowała się wielką wiernością – i w życiu osobistym, i zawodowym. Z mężem przeżyli wspólnie 69 lat. W tej samej szkole pracowała aż do przejścia na emeryturę w roku 1994. A na emeryturze postanowiła się jeszcze przyuczyć hiszpańskiego. Została też wolontariuszką w dwóch żydowskich instytucjach w Los Angeles: Muzeum Tolerancji i Muzeum Holokaustu. Na spotkaniach z młodzieżą czuła się jak ryba w wodzie.
Ponowne odkrycie Otwocka
Długo czekała na odrodzenie więzi z rodzinnym miastem. Do Otwocka przyjechała ponownie dopiero po 60 latach, w roku 2006 – towarzysząc grupie młodzieży żydowskiej z Kalifornii, która w ramach Marszu Żywych chciała spotykać się z polskimi rówieśnikami. Serdeczna otwartość pani Dorki, jej chęć dzielenia się swymi opowieściami i znakomicie zachowana polszczyzna błyskawicznie zaowocowały bliskimi kontaktami z wieloma mieszkańcami Otwocka. Zawsze z wielkim uznaniem wyrażała się o działaniach ks. Wojciecha Lemańskiego, którego postawę wobec Żydów ukazywała swym rodakom jako wzorcową dla nowej Polski.
Wielką pomocą dla Dorothy okazała się „chodząca encyklopedia” historii Otwocka, Jadwiga Rakowska, działaczka Towarzystwa Przyjaciół Otwocka i sekretarz Społecznego Komitetu Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich. Pomogła odnaleźć rodzinny dom Kirszenbaumów, obok którego Dora nawet była, ale go nie rozpoznała.
Natychmiast zaprzyjaźnił się z panią Dorotą również Piotr Cmiel – polonista z otwockiego Liceum Ogólnokształcącego im. K. I. Gałczyńskiego i niestrudzony organizator spotkań młodzieży polskiej i żydowskiej. Nagrał wspomnienia naszego gościa i opublikował w „Gazecie Otwockiej” cykl pięciu artykułów pod wspólnym tytułem „Dorka, córka rabina z Otwocka”. Do archiwalnych numerów tego samorządowego miesięcznika (numery 4, 5, 6, 7 i 8 z 2006 r.) odsyłam zainteresowanych szczegółami życia pani Doroty.
Rok później Dorothy Greenstein przyjechała w sierpniu specjalnie na obchody 65. rocznicy zagłady otwockich Żydów. Ale już nie sama, lecz z czwórką najbliższych osób. Rzecz jasna, towarzyszył jej mąż Allen, a także: zięć David Eiseman oraz wnuczka Lisa Pell z mężem – rabinem Harrym.
Już pół roku wcześniej Harry Pell – „zarażony” miłością do Otwocka przez babcię swojej żony – po raz pierwszy gościł w naszym mieście wraz ze swymi wychowankami. Od tego czasu rok w rok rabin Pell przyjeżdża do Otwocka z uczniami renomowanej nowojorskiej żydowskiej szkoły Solomon Schechter School of Wetchester. Można być pewnym, że dzięki Harry’emu relacje otwocczan z rodziną Greensteinów nie zaginą.
Starość – nie radość
Później spotykaliśmy się z panią Dorką wielokrotnie. W kolejnych latach z wielką radością towarzyszyła grupom żydowskiej młodzieży przyjeżdżającym do Polski. A gdy komuś z nas zdarzyło się trafić do Kalifornii – witała z młodzieńczym entuzjazmem… Zawsze energiczna, zawsze uśmiechnięta, zawsze planująca kolejne spotkania. Wspomnienia z getta były w niej bardzo żywe. Właściwie w każdym mejlu, jakie pisała do nowych otwockich znajomych, nawiązywała do swych dawnych przeżyć. Wciąż na nowo je opisywała.
Jeszcze w 2012 r., w 70. rocznicę zagłady otwockich Żydów, Dorothy Greenstein przyjechała do rodzinnego miasta z 12-osobową rodziną. Rok później już nie dała rady, choć 19 sierpnia 2013 r. po marszu pamięci i modlitwy prezentowaliśmy film o niej, nakręcony przez Ewę Wikieł. 83-letnia pani Dorka napisała do nas wtedy wspomnienie o swojej rodzinie wymordowanej przez Niemców i zakończyła: „Niestety, nie będę mogła przyjechać, bo się źle czuję na starość (…nie radość). Mąż cierpi dużo więcej ode mnie, bo jest starszy. Ma 88 lat i pół”.
W małżeństwie Greensteinów widać było wielką miłość, bliskość i przywiązanie. Gdy Allen zmarł 4 kwietnia 2018 r., Dorothy tak napisała do otwockich przyjaciół: „Moi drodzy w Polsce! Zostałam wdową… Życie jest święte i trzeba dalej ciągnąć do końca, kiedy Pan Bóg zechce zabrać duszę. Po 69 latach razem nie jest łatwo żyć samotnie. […] Smutna Dorka”. Od tego czasu podpisywała się już w korespondencji: „Dorka wdowa”.
Nazwisko na zardzewiałej tabliczce
W ostatnich latach pisała do nas z Los Angeles, że wciąż chciałaby przyjeżdżać z młodzieżą do Polski, aby świadczyć o Zagładzie, ale zdrowie już jej nie pozwala. Ożywiła się latem tego roku, gdy dowiedziała się o odkryciu Tomasza Brzostka, który wypatrzył, że rdza na starej tabliczce adresowej domu przy ulicy Reymonta 37 odsłania dawny napis z nazwiskiem właścicieli: Kirszenbaum. Snuliśmy plany, jak i kiedy przekazać tę tabliczkę do Muzeum Ziemi Otwockiej.
Dorothy była coraz słabsza, ale zdołała jeszcze ostatniego lata nagrać filmowe wspomnienia dla uczestników filmowych warsztatów dokumentalnych w Muzeum Holokaustu w Los Angeles. Z jej wspomnień o licznych aniołach, które ją ratowały, powstał piękny film.
Ostatni mejl, jaki od niej otrzymałem, nosi datę 24 września 2018 r. Opisywała, jak zawsze dowcipnie, swoje – już bardzo poważne – kłopoty zdrowotne. Nawet lekarka dziwiła się, że Dorothy tak dzielnie sobie radzi z chorobą. „Na to odpowiedziałam jej, że w Polsce nie latało się tak do lekarzy”…
I podpisała się na końcu: „Dorka z Kalifornii, co wstała z martwych”. Zmarła w sześć dni po swych 88. urodzinach, mając czworo wnuków i troje prawnuków. Przeżyła wiele. Niech pamięć o niej stanie się błogosławieństwem!
Zbigniew Nosowski