Z podobnych powodów, co pan Cieśniewski, wyrobiłam w sobie poczucie odpowiedzialności za rozszyfrowanie przeszłości mojej rodziny. Zaczęłam pytać „dlaczego” i „jak” moja rodzina żyła, umarła i przetrwała.
Poszerzona wersja wystąpienia podczas wernisażu wystawy malarstwa Wojciecha Cieśniewskiego A jednak życie, Otwock, 18 sierpnia 2022 r.
Tym, co mnie szczególnie uderzyło, gdy po raz pierwszy zobaczyłam prace Wojciecha Cieśniewskiego, był dostrzegalny dialog pomiędzy nim samym a osobami – mężczyznami, kobietami i dziećmi – które maluje.
„Kim jesteś?” – pyta artysta. „Co Ci się stało? DLACZEGO tak się stało?”. Patrząc na obrazy rodziny Symchowiczów, widzę malarza pytającego: „Jak to właściwie możliwe, że nadal żyjesz po utracie wszystkich, których kochałeś?”.
W ten sposób artysta wyraża także dylemat trójki moich dziadków – jak przeżyć to, co niewyobrażalne. To także dylemat wielu dzisiejszych ludzi, którzy przeżyli wojnę lub obecnie ją przeżywają: jak zacząć od nowa po utracie wszystkiego?
Właśnie taki dialog między przeszłością a teraźniejszością jest powodem, dla którego wciąż wracam do Otwocka. To moja odpowiedź na pytanie: DLACZEGO?
Na początku chodziło mi po prostu o odnalezienie Sanatorium Przygody przy ulicy Warszawskiej, jak prosił mnie o to mój dziadek, oraz o odnalezienie ludzi, którzy uratowali moją mamę.
Gdy dorastałam w Australii, nikt w mojej rodzinie nie mówił o wojnie. Nie wiedziałam, że polskojęzyczni uchodźcy, których spotykałam w salonie moich dziadków, gdy wspólnie pili kawę, przeżyli obozy koncentracyjne. Nie rozumiałam, dlaczego tak często słyszałam, jak moja mama – optymistycznie nastawiona, lubiąca się przytulać i całować – szlocha w swojej sypialni. Albo dlaczego mój dziadek siadywał na krześle, całymi dniami wpatrując się w ścianę ze spojrzeniem utkwionym w oddali. Byłam wtedy dzieckiem. Teraz wiem, że wielu ocalałych z Zagłady i tych, którzy przeżyli wojnę, często cierpi na depresję.
Dwoje moich dziadków w końcu opowiedziało mi część swojej historii. Babcia mówiła mi o Otwocku: „Nic tam nie zostało. Wszystko przepadło”.
Ale kiedy pierwszy raz przeszłam korytarzami sanatorium należącego dawniej do mojej rodziny (to tam jedna para moich dziadków spotkała się i zakochała w sobie), usłyszałam, jak mnie wołają. Mówili do mnie: „Spójrz, Karen! Przyjechaliśmy do Otwocka z rodzinami na wakacje, aby bawić się z przyjaciółmi, tańczyć, grać w karty, czytać na werandach. Tu był raj!”.
Być może z podobnych powodów, co pan Cieśniewski, wyrobiłam w sobie poczucie odpowiedzialności za rozszyfrowanie przeszłości mojej rodziny. Zaczęłam pytać „dlaczego” i „jak” moja rodzina żyła, umarła i przetrwała.
Niedawno na przykład dowiedziałam się, że moja prababcia, dr Helena Przygoda – która przez pewien czas prowadziła sanatorium męża przy Warszawskiej – została uratowana z gruzów powstania w getcie warszawskim przez katoliczkę, która następnie ukryła ją po drugiej stronie muru w swoim mieszkaniu. Ale wtedy do tej Sprawiedliwej kobiety przyszedł szmalcownik i zażądał 5000 zł za zachowanie w tajemnicy miejsca ukrycia dr. Przygody.
Ja chcę zmieniać przyszłość, więc gdy to słyszę, muszę zadać najtrudniejsze z pytań: dlaczego niektórzy byli skłonni czerpać zyski ze zdradzania swoich współobywateli, podczas gdy ktoś inny ryzykował życiem, aby ich ratować?
Wracam więc do Otwocka, bo i pan Cieśniewski, i wy wszyscy, którzy sprawiliście, że ta wystawa może się odbyć, jesteście ciekawi ludzi, którzy kiedyś mieszkali w tym mieście. Czytacie trudne wspomnienia Calela Perechodnika. Wykazujecie odwagę, jakiej potrzeba, aby zagłębiać się w przeszłość, w której granice między prawdą, spiskiem i propagandą, między dobrem a złem, między przyjacielem a wrogiem nie zawsze są jasne.
Pan Wojciech Cieśniewski błaga nas, abyśmy zajrzeli w głąb jego obrazów – poza płótno. Prosi nas o przemyślenie naszych roztrzaskanych i rozbitych na kawałki tożsamości.
Ale w niektórych z tych obrazów widzę też nadzieję. Widzę wytrwałość. Widzę silnych mężczyzn i silne kobiety, którzy nauczą się nowych języków i nowych zwyczajów w nowych krajach, będą studiować na uniwersytetach i wychowywać rodziny – choć każdego dnia będą musieli odsuwać myśli o utraconych ukochanych bliskich. Ilekroć zobaczą dziecko rzucające piłką czy dziadka podrzucającego na kolanach wnuczkę, ich myśli będą ciągnęły ich wstecz.
Cztery siostry Heleny Przygody zostały zamordowane, jedna w Wawrze, kilka dni po tym, jak zajmowała się moją mamą. Helena nie wiedziała, że jej syn przeżył Dachau. Swoją energię poświęciła na prowadzenie sierocińca dla dzieci żydowskich założonego w „Śródborowiance”, dawnym hotelu jej siostry.
Organizacje charytatywne i życzliwi ludzie pomagały niektórym ocalałym krok po kroku ruszać do przodu. Tak było w przypadku Thomasa Buergenthala, prezentowanego tu przez pana Cieśniewskiego. To jedna z najmłodszych osób, które przeżyły Auschwitz. Później pan Buergenthal poświęcił swoje życie walce o prawa człowieka, w tym przez 10 lat zasiadał w Międzynarodowym Trybunale Sprawiedliwości w Hadze.
Moja mama i jej babcia Helena Przygoda przeżyły, ponieważ niektórzy Polacy obdarzyli je empatią i życzliwością. Taką samą życzliwość wielu z was okazuje dziś uchodźcom ukraińskim.
Ta wystawa i inne formy upamiętnienia, jakie mają miejsce w Otwocku w tym tygodniu, są ważne, aby nie zapomnieć, dlaczego wasi współobywatele zostali zamordowani. Ale myślę, że ważne jest również, aby pamiętać, DLACZEGO niektórzy z nich przeżyli.