Robert Krochmalik: ratowanie ludzkiego życia jest ważniejsze niż jakiekolwiek inne przykazanie

Beniamin Krochmalik, 1979

Podczas kolacji powiedziałem do 32 uczestników: „Gdyby nie odwaga Antoniego i Władysławy Nagórków, nikogo z mojej rodziny by tu dzisiaj nie było”.

Wystąpienie podczas marszu pamięci i modlitwy, Otwock, 19 sierpnia 2022 r.

Dobry wieczór. Szalom alejchem. Bruchim habaiim. Witamy.

Zatytułowałem najpierw to moje wystąpienie „80. rocznica eksterminacji Żydów z Otwocka w sierpniu 1942”, ale szybko zdałem sobie sprawę, że taki tytuł jest nieprawidłowy. Zatem mój poprawiony tytuł brzmi: „80. rocznica nieudanej eksterminacji Żydów z Otwocka w sierpniu 1942 r.”.

Jeden z otwockich Żydów, którzy nie zostali zamordowani, był młodym mężczyzną urodzonym tutaj w 1918 roku (oficjalna metryka urodzenia wskazuje na rok 1915, ale to wymaga korekty). Nazywał się Beniamin.

Władysława Nagórka

W sierpniu 1942 roku wracał z pracy do domu, kiedy kobieta imieniem Władysława zawołała: „Beniek, chodź tutaj. Nie wracaj do getta, bo ono jest likwidowane i wszyscy Żydzi są deportowani. Przyjdź i ukryj się w naszej piwnicy”.

Przez trzy lata, do 27. roku życia, Beniek był ukrywany i karmiony w piwnicy rodziny Nagórków. Nagórkowie to rodzina katolicka: Władysława i jej mąż Antoni oraz ich dwie nastoletnie córki Krystyna i Teresa. Udzielali oni schronienia Żydowi pomimo ryzyka niechybnej śmierci całej piątki, gdyby się to wydało. Ten akt ich odwagi, co właściwie niewyobrażalne, trwał przez trzy lata…

Antoni Nagórka, 1939

Beniamin był moim ojcem. Jako jedyny w rodzinie przeżył wojnę. Jego rodzice Abram i Chana Golda zostali zamordowani. W akcie zgonu mojego dziadka jest informacja, że został zamordowany 19 sierpnia 1942 r. Dziś mija od tego dnia dokładnie 80 lat.

A ukochane rodzeństwo mojego ojca: 28-letni Izaak, 27-letnia Bluma, 25-letni Moszek, 22-letnia Estera Rywka, 20-letni Szmul, 18-letnia Fajga Mina i 15-letni Baruch – cała ta siódemka została zamordowana przez Niemców wraz z wieloma ciotkami, wujkami i kuzynami. Przeżył tylko mój ojciec.

Po wojnie poznał moją matkę Różę, która przejeżdżała przez Otwock w drodze z rodzinnego Lublina. Pobrali się w Łodzi i pojechali do obozu dla przesiedleńców w Backnang w Niemczech, gdzie ja się urodziłem w 1948 roku. W 1950 r. wyjechali daleko, aż do Sydney w Australii.

Róża Krochmalik

W 1973 r. mój ojciec wybrał się w swoją pierwszą podróż zagraniczną od czasu przyjazdu do Australii (23 lata wcześniej) i oczywiście przyjechał do Otwocka, by odwiedzić dzieci Nagórków: Krystynę Pijanowską i Teresę Wolską oraz ich rodziny.

W tamtych czasach Polska była pod rządami komunistów i życie było tu dla wszystkich bardzo ciężkie. Mój tata mógł chodzić z nimi na zakupy do “Pewexu”, gdzie  płaciło się tylko amerykańskimi dolarami – w ten sposób próbował wyrazić swą wdzięczność za ich życzliwość – życzliwość tak wielką, że oczywiście ten dług nigdy nie może zostać spłacony.

Pomimo miłości mojego taty do Otwocka, oboje rodzice przekazali mi również brak miłości do Polski i wielu Polaków. Antysemityzm, z jakim oni zetknęli się i przed Zagładą, i w jej trakcie, i po niej, sprawił, że Polska nie byłą na szczycie listy miejsc, które chciałem odwiedzać.

Jednak w 2016 r. we Wrocławiu odbywały się mistrzostwa świata w brydżu, a ja miałem szczęście być członkiem australijskiej drużyny seniorów. Po turnieju brydżowym przyjechałem do Otwocka i Warszawy, aby odwiedzić dzieci i wnuki tego odważnego polskiego małżeństwa (a także do Lublina, rodzinnego miasta mojej mamy).

Teresa Wolska, 2016.

Nie muszę wyjaśniać, że było to bardzo wzruszające przeżycie zarówno dla mojej żony Ruth, jak i dla mnie, a także dla potomków małżeństwa Nagórków, które uratowało życie mojemu ojcu podczas Zagłady. Mieliśmy też szczęście spotkać Teresę Wolską, młodszą córkę Antoniego i Władysławy, która miała wtedy 85 lat i już nie czuła się dobrze. Niestety zmarła kilka dni po naszym spotkaniu.

Wróciłem do Polski w 2017 roku na zjazd Żydów pochodzących z Lublina, a w 2018 r. przyjechałem ponownie – tym razem z moim bratem Ryszardem, moją żoną Ruth, trójką naszych dzieci i ich małżonkami oraz z naszymi ówczesnymi 7 wnukami.

Było nas w sumie 16 osób. Zjedliśmy uroczystą kolację z 16 potomkami rodu Nagórków w pobliskim Józefowie. Podczas kolacji powiedziałem do 32 uczestników: „Gdyby nie odwaga Antoniego i Władysławy Nagórków, nikogo z mojej rodziny by tu dzisiaj nie było”.

Kowalczykowie, Pijanowscy, Mazurkowie i Kowalczykowie na spotkaniu w Józefowie, 2018.

Jak to się mówi: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”. Taki akt podtrzymuje ludzkość w istnieniu, bo to wyraz człowieczeństwa. Pikuach nefesz to żydowskie przekonanie, że ratowanie ludzkiego życia jest ważniejsze niż jakiekolwiek inne micwot, jakiekolwiek inne przykazanie. To wiara w świętość życia.

Jak podkreśla jednak znany polsko-kanadyjski historyk Jan Grabowski, m.in. w swojej ostatniej książce „Hunt for the Jews” [Polowanie na Żydów], odważne czyny, takie jak rodziny Nagórków, były zdecydowanie raczej wyjątkiem niż regułą.

Wróciłem ponownie do Polski w 2019 r., aby wziąć udział w ceremonii wręczenia wnukom Antoniego i Władysławy medalu Virtus et Fraternitas przyznanego za męstwo ich dziadków. I  tak, po 2016 r., bywałem w Polsce co roku, aż do momentu, gdy Covid położył temu kres dwa lat temu.

Robert Krochmalik z żoną i rodzina Nagórków po wręczeniu medalu Virtus et Fraternitas, Warszawa 2019.

Teraz jestem tu ponownie z tej bardzo ważnej okazji i cieszę się, że podzieliłem się z wami moją historią.

Na koniec chciałbym podziękować Zbigniewowi Nosowskiemu i wielu innym mieszkańcom Otwocka, którzy społecznie poświęcają swój czas na upamiętnianie Żydów tego miasta. Ludzie tacy jak Zbigniew i jego współpracownicy są głównym powodem, dla którego dzisiaj możemy się spotkać i upamiętniać otwockich Żydów oraz ich straszliwe cierpienia zadane przez hitlerowców przed 80 laty. Gdyby na świecie było więcej takich ludzi, byłby on z pewnością o wiele lepszym miejscem.

Dziękuję i szabat szalom!