Dobrzy ludzie nas zabiorą (Halina i Lech Wittigowie)

Halina i Lech Wittigowie otrzymują dyplom Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, 27 września 1989. Z archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego

Zdesperowana Maria Spielrein postanowiła zostawić swoje kilkuletnie dzieci pod płotem w nadziei, że ktoś obcy zaopiekuje się nimi.

Lech Wittig (1912–1990)
Halina Wittig, z domu Rajewska (ur. 1921–2013)                

Halina Rajewska i Lech Wittig pobrali się w Szczebrzeszynie w grudniu 1941 r. Obydwoje byli zaangażowani w działalność konspiracyjną przeciw okupacji niemieckiej (w niektórych publikacjach pojawia się błędnie nazwisko: Witting).

Lech uczestniczył w kampanii wrześniowej, a później intensywnie działał w Armii Krajowej, m.in. w wywiadzie wojskowym i gospodarczym, przy szkoleniu młodzieży oraz w komórce ochrony i bezpieczeństwa lokali konspiracyjnych. Halina była znakomicie zapowiadającą się łyżwiarką figurową, ale musiała wybierać: albo sport, albo nauka. Świetnie znając język niemiecki, zdobywała w rodzinnym Poznaniu informacje od niemieckiej policji i ostrzegała rodaków o niebezpieczeństwie. Później działała w konspiracji w Warszawie. Jej losy są ciekawie opisane w książce Łukasza Modelskiego „Dziewczyny wojenne”.

W trakcie wesela Lecha i Haliny, w którym brało udział wielu działaczy polskiego podziemia, dotarło ostrzeżenie o zbliżającym się gestapo. Weselnikom udało się uciec do pobliskiego getta. Niestety, panna młoda została aresztowana. Najpierw przewieziono ją do ratusza w Szczebrzeszynie, następnie – już okropnie zmaltretowaną – na zamek w Lublinie, potem do siedziby gestapo w al. Szucha w Warszawie, a w końcu do więzienia na Pawiaku. Dopiero po około pół roku Halina odzyskała wolność.

Zamieszkali wraz z mężem w Otwocku, przy ulicy Moniuszki 2b, w dużym drewnianym wielorodzinnym domu. W tym mieszkaniu – wspomina Halina Wittig w książce „Dziewczyny wojenne” ­­– „mieliśmy bardzo dużo broni. Oficjalnie brat z mężem robili wody kolońskie dla wojska. […] Mieliśmy w Otwocku oszkloną werandę – daszek spadzisty i prosta ściana. Za tą ścianą były schowki, tam wkładaliśmy broń, która czasem szła dalej, czasem zostawała dla kursantów. […] Poza tym przechowywaliśmy jeszcze różnych takich ludzi, którym się paliło”.

Pewnego jesiennego wieczoru 1942 r. Halina Wittig  zauważyła leżące pod płotem ich domu dwa tobołki. Okazało się, że to dwójka dzieci w wieku około siedmiu i pięciu lat, bardzo wychudzonych, o semickich rysach twarzy. Pani Halina wspomina w wywiadzie dla portalu www.sprawiedliwi.org.pl, że spytała odruchowo, co tu robią. Usłyszała w odpowiedzi: „A mama nas zostawiła, że dobrzy ludzie nas zabiorą”. Wittigowie podjęli decyzję o zaopiekowaniu się rodzeństwem. Dzieci zostały nakarmione, umyte, ostrzyżone i położone spać w jednym z wolnych pokojów.

Na drugi dzień rankiem zjawiła się u Wittigów matka dzieci. Była tak wyczerpana i głodna, że zemdlała na progu. Otrzymała pomoc. Potwierdziło się, że zdesperowana Maria Spielrein – uciekinierka z warszawskiego getta – postanowiła zostawić swoje kilkuletnie dzieci, Ryszarda i Aleksandrę, pod płotem w nadziei, że ktoś obcy zaopiekuje się nimi. Ustalono, że dzieci zostaną u Wittigów na stałe, natomiast matka będzie przychodziła do domu nocować, a za dnia będzie pracowała jako handlarka.

Wittig wystarał się o dokumenty dla całej trójki na nazwisko Malinowscy. Spielreinowie mieszkali przy Moniuszki od 1942 do 1944 r. W sytuacjach zagrożenia dzieci chowały się w schowku za ścianą jednego z pokoi. Należało odsunąć boazerię i tam się ukryć. „Dzieci były nauczone, że jak tylko ktoś pukał, to się chowały w swoich kryjówkach” – wspomina Halina Wittig. Schowki te służyły oczywiście pierwotnie ukrywaniu pistoletów automatycznych „Błyskawica”, których obsługi Lech uczył akowską młodzież.

Musiały pojawić się także donosy, gdyż trzykrotnie w domu przy Moniuszki zjawiały się kontrole. Nikogo jednak nie znaleziono. Po ponad 40 latach Aleksandra Spielrein wspominała: „Pewnego razu, gdy zaszantażował nas szmalcownik, Wittigowie zgromadzili pieniądze niezbędne, aby przekupić szantażystów i w ten sposób niewątpliwie ocalili nasze życie”.

Lech Wittig w relacji dla Żydowskiego Instytutu Historycznego stwierdził: „Daliśmy wówczas parę tysięcy – już nie pamiętam dokładnie, trzy czy pięć – i zegarek mojej żony. O tym szantażu złożyłem meldunek władzom Armii Krajowej i wizyta już się nie powtórzyła” (może to oznaczać, że szantażysta został zastrzelony przez polskie podziemie).

Halina Wittig, fot. Jacek Rajkowski / Kancelaria Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej

Pewnego dnia Aleksandra dostała wysokiej gorączki. Sprowadzono znajomego lekarza, który stwierdził ostre zapalenie ucha środkowego. Niezbędna była wizyta u specjalisty. By przewieźć dziewczynkę do Warszawy, zabandażowano jej prawie całą głowę, w celu ukrycia semickich rysów. Pojechał z nią Lech Wittig: „W Warszawie korzystałem z konspiracyjnego transportu – riksza i dorożka. Również wizyta lekarza miała miejsce w lokalu konspiracyjnym […]. Wróciliśmy [do Otwocka] szczęśliwie, ale do dzisiaj uważam tę wyprawę na jedną z najniebezpieczniejszych w czasie okupacji”.

W kwestii tej „wyprawy” istnieje sprzeczność relacji źródłowych. Halina Wittig w książce „Dziewczyny wojenne” mówi, że chodziło o chłopca, a nie dziewczynkę, i o operację wyrostka robaczkowego. Ponieważ jednak sama Aleksandra Spielrein wspomina tę wyprawę, pisząc o problemach z uchem, musiało to dotyczyć właśnie jej.

Po wojnie, w 1946 r., Spielreinowie wyjechali najpierw do Szwecji, a potem do Australii. Maria Spielrein proponowała nawet Halinie Wittig wspólną emigrację, ale ta odmówiła. Dla Lecha bowiem wojna się nie skończyła – jako działacz podziemia został na trzy lata internowany w Związku Radzieckim (od 4 listopada 1944 r. do 21 listopada 1947 r.). Gdy wrócił do Warszawy, ważył 39 kg.

Po śmierci Marii urwał się wzajemny kontakt. Udało się go odnowić dopiero w roku 1981, gdy Wittigowie przy okazji wizyty w Australii przypadkowo odnaleźli Aleksandrę i Ryszarda. Wkrótce Ryszard zmarł, ale jego siostra, Alexandra Braden (z domu Spielrein), wystąpiła z wnioskiem o przyznanie medalu Sprawiedliwych Wittigom.

Napisała we wniosku: „doświadczaliśmy pomocy i wsparcia tych dwojga osób, którego udzielali hojnie i dobrowolnie, niekiedy poważnie ryzykując swoim życiem. […] Traktowali nas prawie jak własną rodzinę. Nigdy nie pojawiała się kwestia wynagrodzenia. Postępowali wobec nas tak jak chcieliby, żebyśmy my postępowali, gdyby sytuacja była odwrotna”.

19 marca 1987 Instytut Jad Waszem uznał Lecha i Halinę Wittigów za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Wręczenie medalu odbyło się 27 września 1989 r.

27 sierpnia 2009 r. Halina Wittig zostałda odznaczona przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Opr. Zbigniew Nosowski

Pierwotna wersja tego tekstu została opublikowana w specjalnym numerze samorządowego miesięcznika „Gazeta Otwocka” (nr 7/2012), poświęconym otwockim Sprawiedliwym