Nad grobem Babci i Potaszników

Nagrobek odsłonięty 3 sierpnia 2023 r. Fot. Zbigniew Nosowski

Oto stoimy przed pierwszym pomnikiem Potaszników. I przywracamy mojej Babci to imię, którym obdarzyli ją rodzice.

Tekst wystąpienia, jakie Łukasz Małecki-Tepicht wygłosił 3 sierpnia 2023 r. na cmentarzu Powązki Wojskowe w Warszawie, po odsłonięciu nowego nagrobka na grobie Mali Małeckiej, z domu Potasznik (1917–1955), symbolicznie upamiętniającego także jej rodziców i rodzeństwo, męczenników z Treblinki, zamordowanych w 1942 r.

Chciałbym podziękować badaczom zagłady i społecznikom zaangażowanym w upamiętnienie otwockich Żydów. W szczególności dziękuję obecnym tu przedstawicielom Społecznego Komitetu Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich, jak również Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów. To Wasze zaangażowanie i determinacja w upamiętnieniu obcych dla Was ludzi stała się dla mnie impulsem upamiętnienia osób bliskich.

Wiele lat czułem się zawstydzony Waszym zaangażowaniem na rzecz tysięcy otwockich Żydów, a równocześnie pustką, jaką była pamięć o Potasznikach w mojej historii.

I oto stoimy przed pierwszym pomnikiem Potaszników. W ubiegłym roku wspomniałem ich w czasie 80. rocznicy zagłady społeczności żydowskiej w Otwocku (zob. Jak Potasznikowie odzyskali imiona).

Dzięki procesowi uznania za zmarłych Chaim oraz Rywka Potasznikowie oraz ich córki – Dwojra, Chaja Sura i Chawa Perla – przestali być anonimowi dla państwa polskiego i ich historie na zawsze wpisały się w historię Otwocka. Dzisiaj dopełnia się wieloletnie staranie o ich materialne upamiętnienie.

Mimo wielu prób nie udało się znaleźć imion braci mojej babci. Choć nadal szukam i pewnie jeszcze wiele razy będę o nich pytał Sebastiana Rakowskiego, to daliśmy sobie z ojcem prawo do napisania takiego brzmienia na nagrobku, jak je widzimy, licząc się z tym, że być może te imiona na zawsze nie zostaną odkryte: „Symbolicznie Potasznikowie: Chaim, Rywka i ich synowie oraz córki: Dwojra, Chaja Sura, Chawa Perla – zamordowani 1942”.

Będzie to wybrzmiewało w historiach rodziny jako dowód na niespotykaną precyzję i przerażającą skuteczność Akcji Reinhardt.

Jesteśmy nad grobem babci, którą pochowano tu w roku 1955, długo przed moim urodzeniem. Z tej racji nigdy jej nie poznałem. Ale wbrew tej różnicy epok – nie jest tak, że nic o niej nie wiem.

Tata wspomina ją jako osobę piękną, dobrą i kochającą. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jej indeks do dzisiaj jest dla nas relikwią świadczącą o upokorzeniu, jaką zafundował wtedy jej i wielu innym żydowskim studentom Uniwersytet Warszawski, wprowadzając getto ławkowe.

Dlatego jestem wdzięczny badaczom i społecznikom, którzy doprowadzili do powstania tablicy będącej przestrogą na Uniwersytecie – przypominającej przechodniom, jak łatwo jest zdeptać ideały akademii, ideę unversitas i jakim oksymoronem może być termin alma mater („matka karmicielka”), którym obdarzamy nasze macierzyste uczelnie.

Po wojnie babcia owdowiała w wieku 30 lat. Los rzucił ją na odcinek pracy oświatowej – gdzie razem z absolwentką polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, byłą więźniarką Auschwitz i instruktorką harcerską – Pelagią Lewińską – odpowiadały za odbudowę polskiej edukacji.

Od czasów Komisji Edukacji Narodowej polskie dzieci nie miały takich szans i tak szybko Polska nie zniwelowała analfabetyzmu, jak za czasów zaangażowania w edukację Mali Małeckiej i Pelagii Lewińskiej. Obie doskonale wiedziały, że edukacja dostępna tylko dla bogatych to początek rozpadu państwa. Nie odrobiliśmy tej lekcji – po pół wieku najlepsza edukacja jest dziś ponownie domeną elit, a edukacja publiczna się rozpada na naszych oczach.

Przez wzgląd na zaangażowanie polityczne i porzucenie wiary babcia została wyklęta z domu rodzinnego. Jedna z sióstr na chwilę przed Zagładą napisze list z otwockiego getta, że „dziś tata postąpiłby inaczej”. Mogę sobie wyobrazić, jak bolesne było to, że więź rodzinna mogła być przywrócona tak późno i w takich okolicznościach.

Wydaje mi się, że ogromna wiara w to, iż można odbudować system edukacji powszechnej po wojnie nie brała się znikąd, ale miała swoje głębokie korzenie w chęci pozostawienia świata lepszym niż się go zastało. Tikkun olam [hebr. naprawianie, doskonalenie świata] wybrzmiewa w każdej działalności babci – nawet w recenzji jej doktoratu, w której recenzent zarzuca jej niedostateczne uformowanie ideologiczne. To znaczy, że wyznawane wartości przedkładała nad oficjalną narrację.

Tikkun olam wybrzmiał też w synu Mali Małeckiej – Stefanie, który zaangażował się w dystrybucję materiałów Komitetu Obrony Robotników i w „Solidarność”. Tikkun olam wybrzmiewał, gdy jej syn modernizował przez lata polskie rolnictwo. Wybrzmiewa też, gdy wnuki i prawnuki Mali Małeckiej podejmują działalność społeczną, w tym harcerską z pożytkiem dla dobra wspólnego.

Odchodząc do wieczności w wieku 38 lat, Mala Małecka odeszła za wcześnie.

Dzisiaj przywracamy na jej grobie imię, którym obdarzyli ją rodzice: Mala (wcześniej na grobie Babci widniało jej imię powojenne: Maria, a nie to, którym nazwali ją rodzice oraz którym posługiwała się w relacjach rodzinnych).

Niech poczucie bólu i straty, które nam towarzyszy, symbolizuje – wyryta na nagrobku – przełamana róża.

Do zobaczenia w Jerozolimie!

Łukasz Małecki-Tepicht

Przeczytaj również: Potasznikowie, rodzina ubogiego szewca