Zawsze boję się myśleć, co bym sam robił, gdybym wtedy mieszkał w Otwocku, należąc do tej szczęśliwszej połowy mieszkańców, której do Treblinki nie wywieziono…
Wprowadzenie do marszu pamięci i modlitwy w 73. rocznicę zagłady otwockich Żydów, 19 sierpnia 2015 r., wygłoszone przez Zbigniewa Nosowskiego, przewodniczącego Społecznego Komitetu Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich.
Wtedy, 73 lata temu, 19 sierpnia 1942 roku, też była środa, też był upał. Jeśli mieszkało się w Otwocku, to aż się chciało pójść nad Świder, zamoczyć nogi w rzece, ochłodzić się…
Ale jedni mieszkańcy Otwocka mogli tego dnia pójść nad Świder, inni nie mogli; już od dawna nie mogli, ale tego dnia szczególnie już nie mogli, bo od rana musieli siedzieć na tym przeklętym placu, z fikcyjnymi biletami kolejowymi w ręku, za które musieli zapłacić, i z narastającą świadomością, że pojadą wcale nie na wschód, do pracy, lecz gdzieś, dokąd nie chcieliby pojechać – do miejsca, którego nazwa „Treblinka” już wtedy budziła nieokreślony lęk, a do dziś (i oby na wieki) budzi grozę, bo wiemy, że niemieccy oprawcy zamordowali tam przemysłowymi metodami około 800 tysięcy osób. W tym także połowę mieszkańców naszego miasta – prawdopodobnie nazajutrz po ich wywiezieniu z tego miejsca pociągiem, w którym 50 wagonów wypełnionych było ludźmi, po niemal 200 osób w każdym wagonie…
Zawsze boję się myśleć, co bym sam robił, gdybym wtedy mieszkał w Otwocku, należąc do tej szczęśliwszej połowy mieszkańców, której do Treblinki nie wywieziono…
Czy spędziłbym ten upalny dzień beztrosko nad Świdrem? Owszem, trwa wojna, ale przecież można się ochłodzić…
Czy bym próbował jakoś protestować? Ale to przecież bez szans wobec potęgi Niemców… Musiałbym się pogodzić z rzeczywistością.
Ale czy tak bardzo bym się pogodził z nieuchronnością zagłady żydowskich sąsiadów, że następnego ranka chodziłbym po ich mieszkaniach, zbierając pozostałe po nich rzeczy – żeby przynajmniej one się nie zmarnowały, skoro już im samym pomóc nie można…? Czy potrafiłbym dostrzec w sumieniu, że takie zachowanie jest nieludzkie, nawet jeśli wielu ludzi tak właśnie czyniło?
Czy zdobyłbym się na odwagę bycia człowiekiem, bliźnim – i ukrywałbym pod swoim dachem żydowskich niedobitków?
Nie wiem, nie wiem, nie wiem…
Bogu dziękuję, że korzystam z łaski późnego urodzenia i nie musiałem stawać wobec takich dylematów. Ale staje przede mną wiele innych dylematów i pokus. Żeby móc się z nimi mierzyć, wiem, że skoro mieszkam w Otwocku, to muszę tu być 19 sierpnia o godz. 19.00.
W imieniu Społecznego Komitetu Pamięci Żydów Otwockich i Karczewskich oraz Towarzystwa Przyjaciół Otwocka dziękuję wszystkim Państwu, którzy myślą podobnie – i też tu są, aby pamiętać o zagładzie otwockich Żydów. Nie o bezosobowej „likwidacji getta”, jak to chcieli nazywać niemieccy oprawcy, lecz o wymordowaniu połowy mieszkańców tego miasta – ludzi, których dzieci i wnuki powinny być naszymi sąsiadami…