Symcha Symchowicz (1921–2017). Poeta i pisarz języka jidysz. Dzieciństwo i młodość spędził w Otwocku. We wrześniu 1939 r. wyjechał do Związku Radzieckiego. Jego rodzina została wymordowana przez Niemców. Po zakończeniu wojny wrócił do Polski i zamieszkał we Wrocławiu. W 1948 r. wyemigrował do Francji, a następnie do Kanady, gdzie zamieszkał w Toronto. Tam ukończył studia, po czym pracował jako kustosz w Muzeum Beth Tzedec w Toronto.
Autor kilkunastu książek publikowanych w językach jidysz, angielskim, hebrajskim i polskim. Po polsku ukazała się jego autobiograficzna powieść „Pasierb nad Wisłą” – malownicza opowieść o życiu społeczności żydowskiej w Otwocku przed II wojną światową. Zob. więcej: Zbigniew Nosowski, „Symcha Symchowicz – ostatni taki poeta języka jidysz”.
Książki w języku jidysz
Zbieram książki w języku jidysz
z piwnic i strojnych salonów.
Ojcowie, dziadkowie
czytali, pielęgnowali je.
Teraz rozdawane są
każdemu, kto tylko zechce…
Ścieram zakurzone okładki,
badam strony tytułowe,
drzeworyty, dedykacje –
resztki cywilizacji,
która ongiś kwitła
przed moimi oczami.
Otwock
Otwock, miasto rodzinne
dusza moja woła do ciebie
opłakuje twoją dolę
twój koniec niezasłużony
Byłeś pełne życia, mocy i niewinności
kiedy cię opuszczałem
by powrócić do gruzów i chwastów
Świderska – ulica mojego dzieciństwa
(tak ją nazwano, bo biegła
pośród wonnych sosen
do piaszczystych plaż
cicho płynącego Świdra)
Dlaczego cię opuściłem? Dlaczego
nie dzieliłem twego losu
kiedy w jeden dzień fatalny
wyrwano cię z korzeniami z rodzinnego gruntu
precz do ohydnych wrót Treblinki?
Miasto moje rodzinne
jak wytłumaczyć, że po tak wielu latach
świecisz coraz jaśniej w mojej pamięci?
Czy to możliwe, że właśnie ja
twój osiemnastoletni syn
mam być wybawicielem
twojej krwawej rzeczywistości?
Miasto ponad dwunastu tysięcy Żydów
młodych, starców, biednych, bogatych,
jak kipiąca rzeka,
pełna życia, trudu, śmiechu…
W popiół przeobrażona
przez diabelskich morderców.
Pieśń pozostanie
Pieśń pozostanie, pieśń niedoli –
spośród płomieni i gruzów,
z pokolenia na pokolenie,
jak święte hasło przejdzie.
Pieśń nad pieśniami – o boleści,
cierpieniu, żalu i udręce –
ojców, matek, niemowląt,
chłopców, dziewcząt i starców.
Pieśń o żydowskich miasteczkach
zmazanych z ziemi ojczystej,
pieśń o bezlitosnych mordach
z rąk krwawych, ohydnych.
Śpiew cichy, płaczliwy,
potężny, straszliwy lament
z oddalonych ciał niebieskich
do grzesznej kuli ziemskiej.
Zbierająca
Dla Hanny Krall
Trudząc się bezustannie zbiera
przypomnienia lat wielkiego płaczu
kiedy miliony wysyłano na zagładę.
Czysta i łagodna, pełna gracji
odnajduje na strychach, w schowkach
echa tamtych krzyków i wołań.
Spod kurzu czasu wykopuje
drobiny wspomnień i świadectw
ojców, synów, ich potomstwa.
Gdzieniegdzie odkryje duszę
tęskniącą do źródła,
dzieli z nią łzy i słowa
przynoszące ulgę.
Chłopcy
Trzech chłopców jedzie w autobusie
aksamitne jarmułki na ich głowach
urocze twarze, przenikliwe oczy
w ożywionej rozmowie.
Kilkadziesiąt lat temu
na takich chłopców polowano
w miastach i miasteczkach Europy
jak na wściekłe psy
wrzucano do bydlęcych wagonów
do komór śmierci
rozstrzeliwano sztyletowano
na oczach ojców i matek.
Modlę się za tych chłopców
ażeby rośli pomyślnie
aby nigdy więcej nie byli przeznaczeni
na nowy plon męczenników.
Płomienna góra
Jestem śmiertelnie znużony, Boże
nie potrafię zebrać sił
aby obwieszczać ciągle i od nowa
synajskie wołanie: Będę posłuszny!
Będę słuchać!
Wzniosłeś nade mną
płomienną górę z popiołów i kości
zamieniłeś mój dom
w kamienie i gruzy.
Zapewne skryłeś swe oblicze
ażeby nie rozróżniać pomiędzy
Twoim pradawnym Ludem Przymierza
i nikczemnikami z sercem jak kamień
stojącymi z głupim uśmiechem
przy otwartych krwawiących rowach.
Więc zwolnij mnie Wszechmocny
z przymierza Abrahama z Ur.
Pozwól dołączyć
do Mojżesza-Abrahama, mego ojca
który razem ze swym potomstwem
zginął w obozie Treblinka.
Błagam Cię, o Miłosierny
spośród mnóstwa ludów
powołaj inny naród
do cierpienia i do chwały.
W owym dniu
Ostatnie ognie gasną w getcie
mój dom już znikł, utopiony we krwi
skrzydła uniosły płomień
ostatnie krzyki udręki i konania.
A świat milczał wobec tej rzezi
ziemia nie zadrżała
nie wypadła z orbity
niebo nie rozdzieliło się z rozpaczy.
Sam Stwórca ukrył twarz ze strachu
w owym dniu.