Spytali staruszkę, dlaczego to robiła. Nic nie odpowiedziała. Pokazała tylko na ścianę, na której wisiał krzyż z rozpiętym na nim Jezusem.
Historia odnalezienia Heleny Pawlikowskiej przez Stephena i Benjamina Lindnerów, synów Rafała i Wandy (małżeństwa uratowanego przez Helenę). Fragmenty artykułu Jamesa Buttona zamieszczonego 1 listopada 2003 r. w „The Age”, gazecie codziennej wydawanej w Melbourne w Australii. Więcej o Helenie Pawlikowskiej – tutaj.
W czerwcu 1997 roku Stephen i Benjamin Lindnerowie z wielkimi nadziejami przyjechali do Śródborowa. […] Co prawda, wiele domów było podobnych do ogólnego opisu, jaki dała ich matka, ale żadna z nazw ulic, jakie jej czytali przez telefon, niczego jej nie przypominała. […]
Pewien badacz z Żydowskiego Instytutu Historycznego zabrał ich do Otwocka. Po trzech godzinach spędzonych w archiwum wyszli, trzymając w ręku sporządzoną przez Niemców listę żydowskich domów, które mają być skonfiskowane. Jeden z nich należał do rodziny Lindnerów. Nie było numeru domu, ale była nawa ulicy – Aleksandra Fredry. […]
Ulica była długa. Ale warto było szukać. […] Przypadkowa rozmowa doprowadziła ich do starszej kobiety pod numerem 12. Tak, pamiętała nazwisko Lindner […], ale nic więcej nie potrafiła im powiedzieć. Nagle jeden z nich wymienił imię Aleksander – może to było imię gospodarza? „A tak!” – zawołała. Wstała i wyszła. Po pięciu minutach wróciła: „Oto ktoś, z kim musicie porozmawiać!”.
Po drugiej stronie ulicy stała siwowłosa kobieta z warczącym psem, ale też szerokim uśmiechem. Przedstawiła się jako Irena, córka tego gospodarza. A stali przed dawnym domem Lindnerów. […]
Na wersalce siedziała staruszka, Helena Pawlikowska, matka Ireny. […] Nie było momentu olśnienia jak w Hollywood, ale gdy opowiedziała im przez tłumacza co pamięta, bracia zrozumieli, że to jest właśnie kobieta, która uratowała życie ich rodziców. […]
A pewnego dnia, latem 1944 roku, zastukała w sufit i powiedziała: „Niemcy uciekli! Rosjanie są już w pobliżu. Jesteście bezpieczni”.
Bracia spytali staruszkę, dlaczego to robiła. Nic nie odpowiedziała. Pokazała tylko na ścianę, na której wisiał krzyż z rozpiętym na nim Jezusem. […]
Tego wieczoru zadzwonili do swojej matki w Melbourne. Stephen przystawił do telefonu dyktafon z nagranym głosem Heleny. „Powiedzcie jej: Niech żyje 100 lat!” – zareagowała Wanda. Oni na to: „Mamo, ona ma 91 lat”. „No to powiedzcie jej: Niech żyje 120 lat!”.
Tłum. Zbigniew Nosowski